Wiem, że pewnie macie już dość tego, że ten film wyskakuje z każdego portalu, bloga, billboardu… Ale to jeden z rzadkich momentów w polskim kinie, kiedy my, naród narzekaczy z genetycznym błędem pozbawiającym nas umiejętności chwalenia innych, z radością polecamy znajomym polską produkcję.
Nie chcę pisać zbyt wiele o samym filmie, ten tekst będzie o czymś innym. Co do „Bogów” – po prostu idź do kina i to zobacz. Wybij sobie z głowy oglądanie „Miasta44”, to jest naprawdę strata czasu i pieniędzy. Kup bilet na film o Relidze i bądź dumny z tego, że w Polsce można zrobić tak dobrą – aktorsko i realizacyjnie produkcję. Bez nadymania i peanów na cześć, bez bezsensownych wybuchów, efektów i przerostu formy nad treścią. Bez cenzury, amerykańskiego stylu i sztucznych dialogów.
Weź przykład z Kota
W moim liceum sporo mówiło się o Kocie. Jeden z moich mentorów, ówczesny wychowawca, był osobą, która zaraziła Kota miłością do teatru. Przynajmniej sam Kot tak twierdzi. I tam, w tej naszej Legnicy, zaczęła się jego walka o marzenia. Pierwsze recytacje, pierwsze próby i pierwsze porażki. Często nam powtarzano, że to dowód, że warto w siebie wierzyć i walczyć o to, co się kocha. Bo Tomkowi się udało.
Długo się w polskim kinie specjalnie nie wyróżniał. Warunki może i charakterystyczne, ale warsztatowo – byli lepsi. Większości widzów kojarzył się z serialami i komediami romantycznymi, przemykał w słabszych i lepszych produkcjach, ale żaden recenzent nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi. W teatrze od początku był kotem, ale kto by tam chodził do teatru.
Pierwszy raz zachwycił mnie w 2005 roku, w „Skazanym na bluesa”. Zderzenie z legendą. Tu już nie chodziło tylko o talent i o warsztat. Tego typu role wymagają instynktu, fantazji, pokory, drobiazgowości. Nie wystarczy być aktorem – trzeba być aktorem świadomym. I Kot, mimo młodego wieku, udowodnił wtedy, że ma w sobie wystarczająco dużo pokory, żeby się z tym zmierzyć. Wciąż uważam ten film za jego największy sukces.
Kolejna przełomowa rola to „Erratum” (reż. Marek Lechki) z całym bogactwem trudnych emocji. Nie będę spojlować – kto nie widział, niech nadrabia zaległości. Produkcja z małym budżetem i wielkim przekazem.
Pokora
Ostatni raz spotkałam Tomka Kota na premierze Klossa. Był smutny, nieco zawiedziony, sam nie wiedział, jak to wyszło, dopytywał nas, dziennikarzy, o wrażenia. Zaangażowany, skupiony – myślałam wtedy tylko o tym, jak bardzo życzę mu tego, żeby w Polsce powstawały lepsze filmy. I lepsze dla niego role.
Bardzo wierzę w to, że „Bogowie” to jego przełom, zwiastun nowych możliwości, ról, kreacji. Na palcach jednej ręki policzę polskich aktorów filmowych, którzy potrafią rzeczywiście poświęcić się dla roli – zupełnie zmienić wizualnie, nawet zaniedbać, wejść w postać i uciekać od fleszy. Kot to potrafi, Kot to uwielbia. Dzięki pokorze i skromności od lat aktorsko rozkwita i nabiera charakteru. Skrajnie normalny, wciąż jak chłopak z legnickiego osiedla. Ma w swoim portfolio kilka słabych pozycji – ale po każdym takim wybryku, chował się w cieniu i ciężko pracował zamiast zwierzać się na okładkach.
Tyle mają wspólnego Tomasz Kot i jego ostatni filmowy bohater – nie poddają się. Nawet jeśli przychodzą kryzysy, po porażce znowu stają do walki o spełnienie marzenia. I ja tego spełnienia, Panie Tomaszu, bardzo Panu życzę.
Niech żyje dobre polskie kino.
9 komentarzy
„Bogow” widzialam wczoraj… fenomenalny, wątek ze swinia zabójczy:) I jedna laska w kinie aż zemdlała od widoku krwi…
kas, a jak z grą pozostałych aktorów? w miare rowna gra czy kot bardzo się wyrózniał?
Kot się wyróżniał, bo miał najtrudniejsze zadanie do wykonania, a gra ogólnie dość równa, świetni aktorzy, nikt nie odstawał.. Englert zachwycający jak zawsze, ale w nim to już jestem od lat beznadziejnie zakochana ;)
Zgadzam sie, film b.dobry;) a 'Zaginioną dziewczyne’ juz widzialas?
Wybieram się na dniach:)
eeeeeej napisz wiecej o filmie!
idź do kina! :) Nie będę spojlować, bo już co drugi blog w tym kraju napisał wystarczająco dużo o tym filmie :)
A właśnie w sobotę Robert zabiera mnie do kina. I tak zastanawiamy się co obejrzeć. Może się przełamię i pójdziemy na film o Relidze? :)
A co do polskiego kina. Ja mam odwrotną koncepcje. Jest masa dobrych, polskich filmów. Tylko najczęściej nie są specjalnie promowane i tak przechodzą bez większego echa (ot, choćby: Wymyk, Enen, Lincz – takie pierwsze z brzegu) a przecież ich jest naprawdę wiele. Fajnie, że teraz coś się trochę tu zmienia i właśnie jest postawiony nacisk na głębsze kino: Ida, W imię (może tutaj trochę potknięć jednak jest), Pokłosie, Różyczka, Pod Mocnym Aniołem, Papusza, Supermarket, Drogówka a nawet pojawiają się całkiem sympatyczne komedie, ot choćby Kochanie, chyba cię zabiłem (absurdalna do granic możliwości, ale ogląda się dobrze, głównie ze względu na aktorów).
chcę się wybrać do kina, bo wiele osób już mi mówiło, że Kot gra tam rolę życia. nie lubię polskich filmów, ale ten z chęcią zobaczę bo to co się dzieje w mediach w okół tego filmu pokazuje, że naprawdę jest wart uwagi :)