Sposób na idealne oświadczyny

Katarzyna J. Piotrowska

Jak powinny wyglądać? Kiedy on powinien się oświadczyć? Czy oświadczyny mają być zaskoczeniem? Od kilku tygodni regularnie przeglądam ślubne fora internetowe, na których od czasu do czasu pojawiają się takie pytania. Po co pytają o to kobiety, które oświadczyny mają już za sobą? Dlaczego tak bardzo lubimy się porównywać i upewniać, że to, co mamy i co nam się przydarzyło – naprawdę jest piękne?

8ipół SopotNie pamiętam, kiedy zaczęłam je sobie wyobrażać. Może to było już wtedy, kiedy nie byliśmy jeszcze parą – piliśmy cydr nad Wisłą, a ja już wiedziałam, że to ten, ale dla zasady wciąż byłam dla niego wredną jędzą? A może później – kiedy zabrał mnie na kolację i opowiadał o swojej pasji z takim przejęciem, że aż zapragnęłam ją z nim dzielić? Albo kiedy po pierwszej kłótni pierwszy podał mi rękę?

Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale jedno jest pewne – wyobrażałam sobie to wiele razy. Kobiety uwielbiają więzić przyszłość w swoich oczekiwaniach. Jesteśmy doskonałe w kreowaniu momentów.

Zachwycają nas pomysłowe rozwiązania w mediach społecznościowych, z zazdrością przewijamy zdjęcia koleżanek, których faceci oświadczyli się w Barcelonie, Paryżu, na Bali, chcemy czuć się wyjątkowe i na pierwszym miejscu. To w zasadzie nic złego. Miłość przecież też czasem na tym polega – że czujesz się wybrana, jedna na milion. Dostrzeżona z tłumu. Masz prawo do tego, żeby o tym marzyć. Marzyć, nie oczekiwać. Oczekiwania wszystko psują.

Jak powinny wyglądać idealne zaręczyny?

Nie wiem, co Ty widzisz, kiedy je sobie wyobrażasz, ale ja zawsze widziałam naturalność, spokój, szczęście. Widziałam człowieka, który zna mnie na tyle, żeby wiedzieć, że jest tylko jedno miejsce na świecie, w którym przychodzą mi do głowy fantastyczne pomysły. Że z bezsenności leczy mnie tylko szum morza. Że potrzebuję dużo spokoju, żeby móc być sobą.

Kobiety uwielbiają więzić przyszłość w swoich oczekiwaniach. Jesteśmy doskonałe w kreowaniu momentów.

Mój ukochany Sopot, zachód słońca i On. Najbardziej fascynujący człowiek świata. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, co (poza jego staraniami i fantastyczną organizacją) sprawiło, że nasze zaręczyny rzeczywiście były idealne –

Fot. Ben White

Fot. Ben White

zachwyt. Zachwyt, ale nie tym, co się działo, tylko sobą nawzajem. To nie wielkość kamienia na pierścionku jest najważniejsza, tylko to, czy kochasz patrzeć mu w oczy. Czy ten człowiek fascynuje Cię do tego stopnia, że jesteś w stanie sobie wyobrazić spędzenie z nim całego (!) życia? Że godzisz się na kompromisy? Że godzisz się na to, żeby być przy nim w złym i dobrym nastroju, w trudnych i pięknych chwilach? Że akceptujesz to, że tak jak Ty jest tylko człowiekiem i nigdy nie da Ci więcej niż potrafi? Że czasem może się mylić?

Że kiedy on pyta, czy zostaniesz jego żoną, czujesz podekscytowanie jak przed fascynującą podróżą. Że jesteś w stanie dla niego dużo zmienić, ale on nie oczekuje od Ciebie zmian, które byłyby sprzeczne z Tobą. Że czujesz się bezpiecznie.

Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale od dnia naszych zaręczyn czuję niezwykły, nieznany mi dotąd spokój. Jakbym już niczego nie musiała robić na czas. Jakby wszystko miało swoje miejsce. Wróciliśmy do Warszawy, a ja po raz pierwszy od 6 lat poczułam, że to mój prawdziwy dom.

I o to chyba chodzi w idealnych zaręczynach. Wreszcie dopuszczasz myśl, że nie musisz ze wszystkim radzić sobie sama. Że ktoś kocha Cię do tego stopnia, że chce spędzić z Tobą całe życie – czy to nie dostateczny powód, by wreszcie wierzyć, że wszystko będzie już dobrze?

2 komentarze

głupie serce 26 czerwca 2017 - 13:30

’Marzyć, nie oczekiwać. Oczekiwania wszystko psują.’ <3

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 26 czerwca 2017 - 14:04

Się człowiek uczy na błędach :) ?

Odpowiedz

Zostaw komentarz

To może Ci się spodobać