Nigdy się nie poddawaj

admin

Piszę z pociągu. W pociągu. Co jest w tych gąsienicach PKP, że ludziom tak się w nich zbiera na pisanie? Na myślenie? Na układanie planów, których później i tak nie będzie komu realizować?

W autobusach tego nie ma. Tam trochę niezręcznie podglądać, podpatrywać i wymyślać historie. Za ciasno na budowanie wielkich planów. A w pociągach wolno.

dfgdfgfdgdfgdgdfgPięć osób w przedziale, trzy stukają w laptopy, pan o fizyczności drwala patrzy w szybę, tleniona pani kierowniczka z namaszczeniem obiera mandarynkę. Śmierdzi w całym przedziale tą mandarynką, ale beztroska pani zdaje się tym zupełnie nie przejmować. Je z lubością, a po chwili jej sąsiad-drwal, pan koło pięćdziesiątki wyjmuje bułkę, o której natychmiast wiem, że jest z kiełbasą. Powoli trafia mnie szlag, ale wizualizuję sobie źdźbło kołyszące się na wietrze. I wstrzymuję oddech.

Ci dwoje, co oprócz mnie jeszcze stukają, wystukują sobie pewnie wypłatę, powieść życia albo święty spokój.  Jedna młoda hipsterka (dopóki nie wyjęła MacBooka, byłam pewna, że to bezdomna, słowo) i na oko czterdziestoletni, kolejowy sobowtór Dawida Wolińskiego (identyczny, ale poznałam, że to nie Woliński, bo nie zrobił sobie selfie w szybie).

Siedzimy sobie wszyscy, każdy z innego świata. Możemy się sobie przyglądać, ale nawet gdybyśmy zaczęli rozmawiać – czy kogokolwiek tak naprawdę interesuje, kim jest człowiek, który siedzi obok? Czy nie lepiej pozwolić sobie na dopisanie mu cech, historii, problemów, na szaleństwo wyobraźni, na które w obecności przyjaciół i znajomych pozwolić sobie nie można?

Piszę z pociągu i próbuję sobie przypomnieć wszystkie moje podróże koleją, wszystkie kursy w tę i we w tę, wycieczki, z których wracałam albo znudzona, albo przeładowana bagażem emocji. I z tych wszystkich kursów w całości zapamiętałam tylko jeden.

Zima, trzy lata temu. Trasa Wrocław-Legnica. Ciemno, zimno, śmierdzi Bóg-wie-czym. Powrót do domu po teatralnej uczcie w jednym z wrocławskich teatrów. Wymyśliłam na tej trasie większość moich marzeń i planów. Wszystkie niemożliwe albo superniemożliwe. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Pisałam słowa-klucze na marginesach jakiejś beznadziejnej książki, to jedyny detal, którego nie pamiętam, bo  zgubiłam tę książkę w Zakopanem kilka miesięcy później. Ale wiem, co tam  było.„Motywacja”„teatr”„dziennikarstwo”„Krystyna Janda”„Oprah Winfrey”„film”„reportaż”„Pedro Almodovar”„Woody Allen”„rozmowy”„wywiady”„podróże”„literatura” i „nigdy się nie poddawaj”.

Dziesiątki słów i zwrotów. O pozostałych Wam nie powiem, niektórych nie pamiętam. Mieszkałam w małym mieście i  wtedy jeszcze nie wierzyłam, że jestem w stanie zrealizować każdy plan i spełnić każde marzenie.

Wszystko zależy od Twojego nastawienia i Twojej determinacji. Moje cele i słowa-klucze mogą Ci się wydawać idiotyczne, szerokie, niejasne. Ale dla mnie zawierała się w nich wtedy cała pula moich marzeń. Część z nich już spełniłam. Nad pozostałymi pracuję. Między innymi na tym blogu : )

2 komentarze

Wera 19 stycznia 2014 - 11:29

Nie poddam się.. dziekuje:)

Odpowiedz
Blance 19 stycznia 2014 - 11:29

pieknie piszesz! bede wpadac:)

Odpowiedz

Zostaw komentarz

To może Ci się spodobać