Sekretne życie Waltera Mitty – recenzja filmu

Katarzyna J. Piotrowska

Komu z nas nie zdarzało się śnić na jawie? Stać na przystanku po kostki w kałuży, a w wyobraźni zdobywać Mont Everest, całować wymarzonego faceta, odbierać Oscara? No co? Daj spokój, przecież wiem, że też to masz.

Ben Stiller. Mam do niego słabość, choć wyjątkowo nie do końca rozumiem, dlaczego. Przez masy kojarzony raczej ze średniej klasy komedyjkami. Czego on nie robił – grał, reżyserował, produkował, pisał. Debiutował u Spielberga w „Imperium Słońca”. Swego czasu w MTV prowadził nawet Ben Stiller Show, ale jego specyficzne poczucie humoru nie odpowiadało producentom i program szybko zszedł z anteny.

Tym razem jako reżyser i aktor stworzył „Sekretne życie Waltera Mitty”, a w nim – uwaga: zaskakująca porcja wspaniałej, motywującej energii na wysokim poziomie. Aż sama byłam zaskoczona! To film, który idealnie pasuje do klimatu tego bloga i myślę, że jeśli ktoś z Was już go widział – całkowicie się ze mną zgodzi. Długo szukałam w kinach obrazu, który nie wprawiałby w osłupienie, nudę albo smutną refleksję. Czegoś, co w lekkiej, ale nie głupawej formie prowadziłoby do refleksji, która daje siłę i ogromną nadzieję. A teraz to znalazłam. U Stillera.

Walter Mitty to całkiem zwyczajny, sympatyczny facet. Nic szczególnego. Zarządza archiwum negatywów w magazynie „Life”, wiedzie dość spokojne, nudne życie nudnego faceta. W realu. Bo w wyobraźni przeżywa historie rodem z filmu. Sensacyjnego, romansidła, horroru, po drodze jest nawet „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” w dość… ciekawej odsłonie. Mitty robi to, co większość ludzi posiadających bujną wyobraźnię: od swojej nudnej i zakompleksionej codzienności ucieka w tworzone przez siebie scenariusze i nieprawdopodobne historie, w których nikt i nic nie jest w stanie powstrzymać go przed spełnianiem marzeń. W rzeczywistości nie potrafi nawet sprzeciwić się kolegom z pracy ani zawalczyć o miłość.

Wszystko się zmienia, kiedy zaczyna tracić grunt pod nogami. I sam musi zawalczyć o swoją przyszłość.

To wyjątkowa historia, która aż krzyczy do widza: „warto zaryzykować wszystko, by spełnić marzenia. Warto cierpliwie dążyć do celu. Pokonywanie własnych słabości jest najpiękniejszą przygodą, jaka może Cię spotkać”! No, bo komu z nas nie zdarzało się śnić na jawie? Stać na przystanku po kostki w kałuży, a w wyobraźni zdobywać Mont Everest, całować wymarzonego faceta, odbierać Oscara? Kto z nas za pomocą wyobraźni nie próbował pokolorować szarej rzeczywistości? „Sekretne życie Waltera Mitty” to okraszona pięknymi zdjęciami opowieść o nadziei, która nie pozwala przestać biec w stronę celu. Nadziei, która rodzi determinację w dążeniu do, pozornie nierealnego, ale upragnionego celu.

Lubię ten film, bo nie jest naiwny i głupi. Bo ma w sobie fantazję. A przede wszystkim lubię go dlatego, że opowiada historię zwykłego człowieka, który pokonał własne ograniczenia. I ryzykując wszystko, wybiegł z domu, żeby odnaleźć odpowiedź na pytania, które do tej pory tylko sobie zadawał.

Wyłącz komputer i idź do kina. Serio. Polubisz Waltera Mitty.

2 komentarze

Asia S 30 stycznia 2014 - 22:05

Zgadzam sie – piekny film!!!! magia

Odpowiedz
.blanka 31 stycznia 2014 - 09:25

Film cudowny! Też byłam nim zachwycona. Bardzo, bardzo :)

Odpowiedz

Zostaw komentarz

To może Ci się spodobać