Tylko kobiety ze skazą są interesujące

Katarzyna J. Piotrowska

Tylko kobiety ze skazą są interesujące, powiedział mi, kiedy raz po pijaku nabiłam sobie guza na środku czoła. Na guzie zrobił mi się wtedy mały strupek, próbowałam go przykryć warstwami makijażu, ale wszystko na nic. Wyglądasz jak Indyjka!, śmiał się i głaskał mnie po włosach. Gdybyś była Indyjką, mogłabyś się nazywać na przykład Karishma. Pasuje do Ciebie. Cześć, Karishma! Kocham cię, Karishma. 

takZagarniał mnie ramieniem i oglądaliśmy filmy, mnóstwo filmów. Wychwytywałam pojedyncze dialogi, indywidualne emocje, ale rzadko potrafiłam skupić się na fabule, zapamiętać tytuł czy choćby imię głównego bohatera. Całował moje czoło, uwielbiał tę kropkę, ten strupek i wszystkie strupki, które pojawiłyby się na moim ciele uwielbiałby tak samo. Chyba naprawdę byłam wtedy szczęśliwa. Napawałam się filmem, który bardziej lub mniej świadomie – reżyserowaliśmy oboje.

Spotykaliśmy się nieregularnie. Nigdy nie wiedziałam, kiedy zobaczę go następnym razem, dlatego nie przestawałam za nim tęsknić. Może nie potrafił mnie kochać, ale nauczył mnie uwielbiać samą siebie. I w każdej niedoskonałości dostrzegać doskonałość. Czy to wystarczające zadośćuczynienie za brak miłości?

Od tego nieszczęsnego poparzenia stale myślę o ciele. Czy ten mężczyzna, który uwielbiał strupek na czole, z taką samą czułością gładziłby spore opatrunki? Czy trudno pokochać kobietę, której ciało przestaje być doskonałe? Czy może trudniejsze jest pokochanie samej siebie w nowej odsłonie? Oparzenia, blizny, rozstępy, zmarszczki, nadwaga – czego nie jesteśmy sobie w stanie wybaczyć, a na co przymkniemy oko? Czy dla każdej z nas przemiany ciała są tak bolesne, czy to moja próżność daje mi się we znaki?

I jeszcze – czy naprawdę bardziej niż śmierci boimy się zmierzchu urody i tego, że nikt nie będzie w stanie nas pokochać?

Dziś, bardziej niż zwykle, potrzebuję Waszych historii. Na nowo uczę się czuć we własnym ciele tak dobrze jak wtedy przy mężczyźnie, który nadał mi nowe imię. Zaprzyjaźniam się z każdą skazą, która czyni mnie kimś niepowtarzalnym. Z nim czy bez niego, z bliznami czy bez – nadal mogę czuć się ze sobą dobrze, tyle pamiętam z lekcji o sobie. Mogę nadawać swojemu ciału nowe imiona, wiele imion. Karishma to dobre imię. Karishma to znaczy „cud”.

12 komentarzy

Ewa S. 11 stycznia 2015 - 18:17

Kasia, nie łam się.. ja po wypadku samochodowym bardzo dlugo leczyłam nogę i rękę, bałam sie, że bede niesprawna, ze beda blizny, ktore mnie oszpecą.. leczenie trwało długo i pochłonęło trochę kasy, ale dzisiaj jestem zdrowa, blizny są prawie niewidoczne i po tamtym strachu zostało tylko wspomnienie.. Choć fakt – miałam wtedy 20 lat i ciało było wszystkim co miałam, wiem jakie to przerażające uczucie.. Ale Ty jesteś silniejsza niż ja wtedy. Wiesz to:)

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 11 stycznia 2015 - 21:09

Ewcia… Dziękuję!!! :* Dużo mocy :)

Odpowiedz
Żaneta 11 stycznia 2015 - 19:38

W czasie świąt bliska mi kobieta z mojej rodziny miała wypadek. Cały czas w mojej głowie tkwi obraz szpitalnego korytarza, gdzie z częścią rodziny stałam i myślałam o jednym – żeby nic jej się nie stało. Miała poważny uraz głowy. Operacja była konieczna. Zgolili jej włosy, otworzyli czaszkę. Nie było to jednak dla mnie istotne. Odczuwałam jedynie strach przed jej odejściem. Parę dni temu obudziła się ze śpiączki. Nie wygląda jak ona, wielu rzeczy nie pamięta, ale wiem że dojdzie do siebie. Rana na głowie się zabliźni i włosy na nową urosną. Najbardziej jednak przeraża mnie to, że może mnie nie pamiętać. Skoro nie rozpoznała własnego brata, to jak może pamiętać o mnie? Jednak świadomość tego, że żyje i będzie widziała jak jej dziecko dorasta, pomniejsza moje obawy. Kasiu, uwierz że te rany, te skazy nie są tak ważne jak fakt że dane ci jest kontynuować twoje życie. Może i to poparzenie nie było aż tak groźne, ale wyjdziesz z tego. I ja to wiem. Tak samo jak jestem pewna, że moja ciocia przypomni sobie o mnie. Trzeba tylko czasu i cierpliwości :)

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 11 stycznia 2015 - 19:54

Masz rację… Dziękuję za tę historię! Trzymam kciuki za Twoją ciocię. Jesteś silna:)
Uściski, K

Odpowiedz
głupie serce 11 stycznia 2015 - 20:21

Za miesiąc kończę trzydzieści lat.
Miałam 22 lata kiedy pierwsze oznaki pojawiły się na czole. Później policzki. Później broda. Wszędzie. I wyrok. Trądzik dorosłych. Głupia odmiana, częściej występująca u mężczyzn. Walka. Ja i moja nieskazitelna cera. Ja, która nie wiedziałam, co to podkład. Puder. Zero problemów, nic nigdy. Szok. Dużo czasu mi zajęło zaakceptowanie siebie. Tego, że minie. Zniknie. Ktoś powie to tylko trądzik. Nie. To zabrało mi pewność siebie, poczucie atrakcyjności. Zostały blizny. Nie było na to rady, gojąc się, tworzył się lej, ślad za śladem… Walczę od ośmiu lat, regularnie miesiąc w miesiąc poddając się zabiegom u dermatologa. Jest już dobrze. Nie idealnie. Ale dobrze. Wiem,że każda skaza może powodować różnie negatywne stany emocjonalne. Brzmi paradoksalnie, ale tak jest. Życzę Ci wszystkiego dobrego. Czasami dobrze być idealnie nieidealną ;-) Pozdrawiam! Magda.

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 11 stycznia 2015 - 20:37

Magda, dziękuję za to, że napisałaś! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, jaką daje siłę… Jesteś fighterką :) Trzymam się i się nie daję. Jesteśmy wyjątkowe:)

Odpowiedz
głupie serce 11 stycznia 2015 - 20:50

Wykorzystam okazję i dodam… fajnie, że tu trafiłam… Tu jest tak… ciekawie… ;-) Chyba mam sporo do nadgonienia… ;-)

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 11 stycznia 2015 - 20:58

Nadganiaj! I zostań na dłużej :) Uściski :)

Odpowiedz
zaczekaj 11 stycznia 2015 - 20:56

Oparzenia, blizny, złamania cóż to jest?

Parę lat temu miałam wypadek z całą rodziną.
Rodzice i ja bez znacznych szkód.
Mój brat…Czterolatek wyglądał jakby popękana szyba wycięła mu pół twarzy. Jakby wyszarpało oczy.
Twarz, która w czasie szorowania autem po ziemi, również po niej szorowała, została zniszczona. Poszarpana. Tkwiło w niej szkło,
trawa, ziemia. W oku mojego małego braciszka było widać strach i ogromny ból. Drugiego oka nie było widać.
Chyba go nie ma. Ręka bezwładnie wisi. Jakby kości z niej zniknęły.
Wyciągnęłam brata z auta. Mówiłam mu, żeby nie spał. Żeby się nie bał. Że niedługo będziemy jeździć
razem motocyklem.

Potem szpital. Załamanie rodziców.
Dlaczego nas to spotkało.
Dlaczego spotkało to nasze dziecko.

Dużo było złych emocji i pretensji do świata.
Nikt jednak nie był w stanie zauważyć pozytywów.
Ja je zauważyłam. Było mi łatwiej. Trochę łatwiej.

Szymon żyje.
Oprócz ręki nie jest połamany. Oczy całe-będzie widział.
Będzie prawie normalnie fukcjonował.

Twarz parokrotnie była zszywana w specjalistycznym szpitalu.
To co było straszne przestało takim strasznym być.

W szpitalu były gorsze przypadki.
Rodzice się napatrzyli i docenili szczęście w nieszczęściu.
To straszne, że można podbudować się nieszczęściem innym. Ale tak jest.

Szymon ma teraz 12 lat.
Po wypadku została blizna, którą lekarze raz za razem zmniejszają i odklejająca się siatkówka.
Szymon żyje, jest sprawny, wesoły i jedyne jego ograniczenie to zakaz sportu.
I to go boli chyba najbardziej.
Powodzenie u dziewcząt ma. A jakże. Blizny dodają uroku ;)

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 11 stycznia 2015 - 21:03

Nie mam słów.. To straszne, że tak potworne wypadki spotykają dzieci i ich rodziny… Twój Szymon musi być bardzo silny. Podziwiam i jego, i Ciebie i całą Waszą rodzinę. Dziękuję za tę historię. Masz rację – to straszne, że można się podbudować nieszczęściem innych. Ale to chyba kwestia podziwu – że nie takie wypadki i nie takie tragedie można przetrwać. I żyć dalej. Z blizną czy bez – po prostu żyć. I wciąż mieć szansę na szczęście. Dziękuję!!!

Odpowiedz
Radzia 11 stycznia 2015 - 22:01

Mi czas zabiera normalność… samodzielność w dodatku śmiejąc się prosto w twarz.
W wieku 16 lat dowiedziałam się, że choruję na dystrofię. Od tamtego momentu każdy dzień to wyzwanie.
Siła w mięśniach nóg słabnie z roku na rok. Zapomniałam jak się biega, zapomniałam jak skacze, wielu rzeczy
już nie potrafię zrobić sama. Poruszam się o kuli i chociaż wiem, że kiedyś w końcu będę zmuszona zasiąść na dwuśladzie to staram się o tym nie myśleć (chociaż przynajmniej wtedy w końcu będę mogła prezentować łydkę w butach na obcasie :) ). Długo moja niepełnosprawność była dla mnie problemem. Bo przecież nikt nie pokocha kaleki. Niestety mentalność polskiego społeczeństwa też nie ułatwia ludziom niepełnosprawnym życia, już i tak trudnego. Jakie to przykre gdy sami siebie zabijamy od środka, wbijamy miliony małych szpilek, otaczamy się niewidzialną skorupką i nie dopuszczamy do siebie nikogo. Dzisiaj mam 27 lat. Mam kochających przyjaciół i rodzinę, która mnie wspiera, nie widzą we mnie gorszego człowieka. Ja też przestałam. Realizuję się i walczę. Walczę o normalność, miłość, szczęście. Bo każdy na to zasługuje.
Kasiu życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia :) Uwielbiam tu zaglądać. Szczególnie gdy mam taki szary dzień. Tutaj można znaleźć promyk słońca, dziękuję za to :)

Odpowiedz
Katarzyna J. Markiewicz 12 stycznia 2015 - 00:42

Czytam Twój komentarz i płaczę, bo zastanawiam się, co mogłabym odpisać, jak wyrazić fakt, jak niezwykłą jesteś osobą. Nie miałam pojęcia, że moje teksty czyta tylu wyjątkowych ludzi. Tak bardzo Ci dziękuję!!! Za to, że napisałaś, za to, że jesteś, za to, że masz w sobie tyle siły! Inspiracjo uśmiechnięta! :) W kilku zdaniach przekazałaś mi bardzo dużo wiary, energii, motywacji. Jesteś WIELKA :) Zaglądaj tu częściej, bo chcę Cię mieć jak najbliżej!! Uściski!

Odpowiedz

Zostaw komentarz

To może Ci się spodobać