Przez lata oczywiście nazbierało się ich dużo więcej, ale wybrałam pięć kluczowych, którymi się z Wami podzielę. Tych podobieństw jest cała masa – im jestem starsza, tym bardziej je dostrzegam. W tej niezwykłej relacji przyklejają się do nas nawet te cechy, od których chcielibyśmy uciec jak najdalej. Ale są w nas, rozwijają się, odkrywamy je na różnych etapach – małe i duże cząstki naszych Mam.
Lojalność
Absolutny numer 1 jeśli chodzi o lekcje, jakich udzieliła mi Mama. Zawsze lojalna wobec rodziny i najbliższych przyjaciół, nigdy nie dała się namówić na odstępstwa od tej reguły. Dopiero po latach, kiedy w moim życiu zaczęli pojawiać się ludzie, którzy nazywali się moimi przyjaciółmi, a za plecami wbijali mi nóż w plecy, doceniłam rolę lojalności. Wiem, jak wyniośle to brzmi, to takie niedzisiejsze słowo. Ale być lojalnym to nie pozwalać na to, żeby w Twoim towarzystwie ktoś obrażał osobę, którą kochasz lub która jest Ci bliska. Lojalność jest wtedy, gdy nie naśmiewasz się ze słabości ukochanej osoby w gronie znajomych, gdy nie dzielisz się sekretami najlepszej przyjaciółki z innymi ludźmi, lojalność jest wtedy, kiedy jesteś gotów walczyć o dobro Twoich bliskich. Dzięki temu mam dziś bardzo niewielu przyjaciół. Ale za wszystkich dałabym się pokroić. A jeśli ktoś próbowałby ich skrzywdzić – odgryzłabym głowę. :)
Troskliwość
Prawdopodobnie w tej kategorii nigdy nie dorosnę Mamie do pięt, ale mnie też coś zostało z tej troskliwości i skłonności do opieki nad każdym, kto tego potrzebuje. Mam w sobie dużą potrzebę troszczenia się o innych ludzi, sprawiania im małych prezentów, mówienia dobrych słów. Troskliwość mojej Mamy jest jednak o kilka poziomów wyżej od mojej – zawsze jest w stanie czegoś sobie odmówić, żeby sprawić przyjemność lub pomóc nam (swoim dzieciom), mężowi, przyjaciółce. Dobro bliskich często stawia ponad swoje. Jest w niej jakaś niewiarygodna skłonność do poświęceń, być może to przychodzi razem z macierzyństwem, a być może jest niepowtarzalną cechą osobową, nie wiem. Mnie poświęcenia przychodzą z trudem. Troszczę się, ale bez przekraczania pewnej granicy. Mama jest w tym lepsza. Wiem, że gdybym czegokolwiek potrzebowała, oddałaby wszystko, co ma. A decyzję podjęłaby w ciągu jednej sekundy. Podziwiam Ją za to.
Skłonność do wzruszeń
Kiedy oglądamy wzruszający film, płaczemy. Kiedy ktoś opowie nam zabawny żart, płaczemy ze śmiechu. I tak jest zawsze. Mam po Mamie skłonność do wzruszeń i bywam płaczkiem. Wszystkie filmy wojenne, filmy o miłości, dramaty psychologiczne – zawsze w towarzystwie pudełka chusteczek :) Dobre komedie również kończą się potokiem łez. Dlatego rzadko chodzimy do kina, to dość problematyczne. I nie każdy tusz do rzęs wytrzymuje presję sytuacji :)
Chaotyczność, w której jest metoda
Obie mamy skłonność do wytwarzania wokół siebie materialnego chaosu i obie traktujemy to jako źródło inspiracji. Obie piszemy, obie tworzymy, obie mamy w sobie niezliczone pokłady kreatywności i radości ze swojej pracy. Każda wykorzystuje to w inny sposób w swoim życiu, ale to jest nam potrzebne do rozwoju, choć dość problematyczne dla naszych… współlokatorów. Chaos rodzi pomysły, rodzi też potrzebę stworzenia porządku. I jakoś tak mamy, że i z tego chaosu i z samego procesu porządkowania, zawsze rodzą się dobre idee i najwłaściwsze rozwiązania. Jak mawiał Einstein: „Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko?”.
Marzenia, które sięgają gwiazd
Najlepiej, żeby były kosmiczne. Ogromne. Dokładnie obmyślone i oderwane od „dziś”. Za każdym razem, kiedy próbuję wycofać się ze swoich marzeń, moi rodzice opowiadają mi historię ich wielkiego marzenia: o dużej rodzinie i pięknym domu z ogrodem. Marzyli o tym, będąc krótko po ślubie, bez grosza przy duszy, mieszkając ze mną w maleńkiej kawalerce z piecem węglowym. Nie stać ich było prawie na nic. Kiedy na świecie pojawili się moi bracia, również nie przestali marzyć, ale teraz marzyli już o większym domu. Znajomi i rodzina pukali się w czoło, kiedy słuchali ich opowieści o domu marzeń :) Mimo to nigdy się nie poddali. Stworzyli w myślach dom, w którym każdy z nas mógłby mieć swój pokój, a nasz ogród byłby najwspanialszym miejscem do wypoczynku dla całej rodziny. Przez lata ciężko na to pracowali. Dzisiaj co jakiś czas wracam do domu ich marzeń. I kiedy tam jestem za każdym razem upewniam się, że niemożliwe nie istnieje. Trzeba marzyć i walczyć, i nigdy się nie poddawać. Tę wiarę i skłonność do marzeń odziedziczyłam w szczególności po mojej Mamie.
A wy? Co odziedziczyliście po swoich Mamach? :) Podzielcie się ze mną!
3 komentarze
Też się ostatnio nad tym zastanawiałam;) ja na pewno radość życia i to, że radzę sobie w każdej sytuacji. Dla mojej mamy nie ma rzeczy niemożliwych, uczy się w 5 sekund, może wszystko…no i pieczenie ciast…mniam!;) ciesze się, że „to po mamie mam”, bo wiem, że dzięki tym cechom nie zginę i zawsze będę miała w sobie radość dziecka, która nadal towarzyszy mojej mamie :D
Kochana, wreszcie jesteś!! Ja też wiele odziedziczyłam po mojej mamie.. niestety brak talentu do gotowania tez ;) z czego mój mąż nie jest za bardzo zadowolony.
Nauczyłam się od mojej mamy, aby w życiu liczyć tylko na siebie, nie ograniczać się do podejścia, że facet to ktoś bez kogo nie da się nic osiągnąć. Nauczyła mnie być niezależną. Ale i…żeby nie brać życia zbyt poważnie, bo nie znamy dnia ani godziny…nauczyła mnie także, iż rodzeństwo to są istoty najważniejsze i najcenniejsze. I że żadna kawa nie smakuje jak ta…rozpuszczalna z mlekiem, bez cukru. Chcę być piękna jak ona..