Po raz pierwszy spotkałyśmy się pięć lat temu, w górach. Była śliczna, bardzo szczupła, spokojna. Trochę zdystansowana, zarozumiała. Nieoczywista. Nie znosiłam jej – zresztą z wzajemnością.
Lipiec był upalny i przyniósł ze sobą sporo dobrego. Przez ponad dwa tygodnie pobytu w jednym z najpiękniejszych i najspokojniejszych miasteczek na Ziemi, prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. Pamiętam jej czujny wzrok i szczupłe palce. Byłam pewna, że nie jest z mojego świata.
Olśnienia
Rok później spotkałyśmy się w tym samym miejscu. To był ważny czas – potrzebowałam tych gór i tego spokoju, żeby wszystko sobie poukładać i pozwolić wykluć się marzeniom. Wysiadłam z autobusu i ją zobaczyłam. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, ale od tej pory nie mogłyśmy przestać.
To się prawdopodobnie zdarza tylko kilka razy w życiu i jest fascynujące.
Nagle spotykasz kogoś nieznajomego, a czujesz jakbyście byli ulepieni z tej samej gliny i znali się od początku. Tak jakby te lata bez siebie nigdy nie miały miejsca. Intryguje Cię to, że ktoś tak dobrze Cię rozumie, dopowiada Twoje myśli i wydaje się mieć wszystkie cechy, które powinien mieć najlepszy przyjaciel.
Tego lata nie mogłyśmy się bez siebie obyć. Chodziłyśmy po górach, modliłyśmy się i pękałyśmy ze śmiechu opowiadając sobie wszystkie emocjonalne katastrofy, które udało nam się wywołać. Dobrych chłopców puszczałyśmy kantem dla tych niegrzecznych bez grosza przy duszy. Popełniałyśmy błędy, okazywałyśmy uczucia, nie przestrzegałyśmy zasad.
Snułyśmy plany na przyszłość.
Nazywałyśmy się siostrami i oficjalnie przyrzekłyśmy sobie, że jeśli kiedykolwiek któraś z nas spotka mężczyznę swojego życia – będziemy druhnami na swoich ślubach. I nigdy, ale to nigdy nie przestaniemy się przyjaźnić.
Nie zapomnę tego lata – byłam nią zachwycona! Dziewczęca i delikatna, ale też stanowcza, pewna siebie, nie idąca na kompromisy, estetka. Po powrocie do domu stale wisiałyśmy na telefonie. Inspirowałyśmy się nawzajem, napędzałyśmy do działania…
Cisza
Aż każdą z nas wciągnęła codzienność. Zabrakło czasu na telefony, wiadomości i spotkania. Górski obrazek z wakacji coraz bardziej się zamazywał, a moje życie i światopogląd przestały pasować do naszych naiwnych postanowień. W okolicach świąt wysyłałyśmy sobie życzenia, czasem wywiązało się z tego jeszcze kilka smsów. Tak dowiedziałam się, że jest w ciąży i niedługo urodzi maleństwo, o którym zawsze marzyła. Przybita ogromem pracy, zdobyłam się tylko na kilka e-maili. Byłam pewna, że nasza przyjaźń zwiędła. I że niebawem obie o sobie zapomnimy.
Ale ona nie zapomniała. Któregoś dnia po prostu wysłała mi wiadomość. Tak jakby nic się nie stało, jakbyśmy wczoraj wyjechały z Olszówki.
– 4 października wychodzę za mąż. Mam nadzieję, że będziesz moją świadkową?
Jakby nic się nie zmieniło. Jakby to było naturalne, że bez względu na wszystko – obie pamiętamy o złożonych sobie obietnicach.
Płakałam ze szczęścia, jadąc do niej. Ja, kochająca wielkie miasta, tłumy, media i zadymione knajpy, do niej – zakochanej w swojej córce, partnerze i małej, spokojnej wsi, w domu w którym jest tyle miłości. Tak różne, po trzech latach milczenia, ale przecież nic się nie zmieniło. Tuliłam jej córeczkę, jakbyśmy znały się od dawna. Piłam wino z nią i jej mężczyzną, tak jakbyśmy wszyscy znali się od wieków. Czułam się jak w domu i nie mogłam przestać myśleć o tym, że to przyjaźń buduje nasze strefy bezpieczeństwa. Prawdziwa przyjaźń, jakby ignorując czas rozłąki, przypomniała mi o tym, kim jestem.
Czas nic nie zmienia. Tylko dzieci rosną… : )
12 komentarzy
Ja też mam taką wspaniałą przyjaciółkę… Każdemu takiej życzę:) Świetnie werbalizujesz moje myśli
To kiedy się bawisz na weselu? :)))
W następną sobotę:) Będzie relacja!
Kaśka, napisz książkę! :) Pozdrawiam!
:) Mati, chodź na kawę!
Zapraszam, gdzie i kiedy? Może Kraków?
Dobra historia.. Ale moglabys odebrac telefon!!!!!! :)
Jeżeli Kraków, to z przyjemnością w połowie października:) Wreszcie będę miała okazję pozwiedzać!
Wspaniały post. Znam takie przyjaźnie są najwspanialsze ;) Myślałam, że już zapomniałaś o tym blogu.
codziennie o nim myślę. Tylko nie zawsze potrafię pisać..
Zazdroszczę. Ja nie mam szczęścia do kobiet. W moim przypadku przyjaźń nie wygrywa z codziennością. I chociaż ostatnio spotkałam się z przyjaciółką z dzieciństwa i gadałyśmy jakby czas nie minął i nawet byłam na jej ślubie… to znów zerwała kontakt i olała moje próby utrzymania znajomości… ja widocznie nie mam szczęścia do kobiet ;-)
Uwielbiam :*