Tę sukienkę miałam na sobie w dniu, w którym go poznałam. To był mój pierwszy miesiąc w Warszawie, kupiłam ją na jakiejś wyprzedaży. Prosta mała czarna, podkreślająca biust i talię – niby nic nadzwyczajnego, a jednak sprawiała, że czułam się w niej wyjątkowo. Są takie sukienki, których się nie ubiera – przebiera się w nie i staje się kimś innym. Kimś, kim się zawsze chciało być, ale nie miało się odwagi.
To był listopad, wieczór. Długo się malowałam, marnowałam czas na zastanawianie, czy jestem wystarczająco ładna. Prawie niczego wtedy nie wiedziałam o sobie. Miałam spore ambicje i mocno sprecyzowane plany na każdy dzień. Dużo czytałam, zwłaszcza poezji.
W klubie od razu zamówiłam drinka. Poznałam kilkanaście osób, których imion już nawet nie pamiętam. Dużo tańczyłam, kokietowałam mężczyzn i cieszyłam się wolnością.
Było późno, kiedy się zjawił.
Przysiadł się do mojego stolika i o coś zapytał. Był wysoki i miał piękne, ogromne dłonie. Z miejsca mnie onieśmielił, może dlatego, że był przystojny i sporo starszy. A może to przez te tatuaże? Albo to, jak mi się przyglądał – jakby chciał wiedzieć o mnie wszystko?
Podobała mu się ta sukienka. Po godzinie w klubie, wziął mnie za rękę i zabrał na spacer. Wtedy, z nim u boku, Warszawa uwiodła mnie po raz pierwszy. Z nim wszystko było pierwsze – szaleństwo zmysłów, o którym myślałam, że jest wymysłem poetów, natychmiastowe przywiązanie, pragnienie, fascynacja.
Nigdy nie zapomnę zachwytu, z jakim na mnie patrzył. Tej nocy całował moje włosy i usta przez wiele godzin. Nosił mnie na rękach i szeptał do ucha, czy aby na pewno jestem prawdziwa. Tańczyliśmy na środku Świętokrzyskiej, on obracał mną jak baletnicą, a moja ulubiona sukienka kręciła się wdzięcznie razem ze mną. Nie pamiętam już, czy kiedykolwiek zdjął ze mnie tę sukienkę, ale z pewnością zdjął kilka innych.
To trwało jakieś pół roku, może trochę dłużej. Kochałam go do szaleństwa i jak każda naiwna młoda dziewczyna byłam pewna, że będziemy razem na zawsze. Jemu prawdopodobnie nigdy nie chodziło o nic więcej niż ciało. Nauczył mnie je kochać, doceniać, rozumieć, dostrzegać piękno. Uwielbiał je i stale się na nim skupiał. Uczyłam się siebie przez pryzmat jego spojrzeń i utwierdzałam w przekonaniu, że to jak wyglądam warunkuje to, kim jestem.
Mentalnie mieszkaliśmy w dwóch różnych światach i niewiele mieliśmy ze sobą wspólnego, jedynie nasze ciała rozumiały się bez słów. Tylko czy to wystarczy?
Wtedy, z nim u boku, Warszawa uwiodła mnie po raz pierwszy. Z nim wszystko było pierwsze – szaleństwo zmysłów, o którym myślałam, że jest wymysłem poetów, natychmiastowe przywiązanie, pragnienie, fascynacja.
Nie wiem dlaczego założyłam dzisiaj tę sukienkę. Od kilkunastu minut wpatruję się w swoje odbicie w lustrze i próbuję sobie przypomnieć tę historię. Powoli zsuwam ramiączka i rozpinam zamek. Przyglądam się sobie nagiej – przytyłam od tamtego czasu? Może trochę… Delikatne zdejmuję opatrunki po oparzeniach na piersiach i ręce. Czy zostaną blizny? Czy uda mi się odzyskać moje ciało? Czy będzie takie jak to, za którym tamten mężczyzna tak wtedy szalał?
Przecież mogłam mieć mniej szczęścia. Ciało tak łatwo zranić, oszpecić, zniszczyć. Wystarczy chwila i Twoje największe atuty mogą stać się kompleksami. Moment i Twoje ciało może przestać być piękne. Co wtedy?
Powoli zakładam nowy opatrunek, ubieram ulubiony dres, sukienkę chowam do szafy. Z włosów uplatam kok na czubku głowy. Uśmiecham się do swojego odbicia. Kocham cię, ciało, ale na szczęście już wiem, kim jestem.
To duża krzywda dla ciała – poparzyć się albo zranić. To ogromna krzywda dla człowieka – widzieć w nim tylko ciało.
10 komentarzy
miałam podobną historię miłosną… złamał mi serce, nie mogłam się pozbierać przez wiele miesięcy. Ale masz rację – to ogromna krzywda dla człowieka…..
Oooo! Ale ciekawy wpis. Jezu. Strasznie mnie uwiódł. Naprawdę, geniusz. Ale nie wiem jednego. To prawdziwa historia?
http://www.pxzxmxk.blogspot.com
Prawdziwa :)
To ostatnie zdanie jest naprawdę dobre i naprawdę mądre. I ono wygrało cały tekst. Nie zapominaj, że jesteś piękna! :)
staram się pamiętać.. Dziękuję! :)
Pointa w punkt. Szkoda, że takie prawdy przyjmujemy zwykle dość późno.
uczymy się na błędach.. szkoda, że prawie wyłącznie tych własnych:)
Każdy normalny człowiek uczy się na błędach. Naiwnością prędzej czy później można się sparzyć, ale samo sparzenie się jest akurat dobre, co widać dopiero z perspektywy czasu.
Powiem tak wszystko przyjdzie z czasem nauczysz się rozróżniać pospolity plejbs ja to tak nazywam można tyz{dymacz}od normalnych ludzi. Ciesz się z tego , że to trwało tak krótko i krótko bolało.Zobaczysz z wiekiem nauczysz się rozróżniać ludzi po krótkiej rozmowie przykład (imperium) i tymi ,którymi trzymałaś w piątek tak Ciebie obgadali , że ho,ho(mowa o tym małym kurduplu ze zgola)ale zobaczysz wszystko przyjdzie z czasem masz szósty zmysł tylko trzeba , go dobrze nastroić i zacznij wierzyć w ŚW mIKOŁAJA.POZDR.serdecznie
Jak ja lubię Twoje pisanie! :-)