Otworzyłam oczy o świcie, z nerwów drżały mi ręce. Nigdy nie potrafię nad tym zapanować, kiedy jestem sama po prostu okropnie drżą mi ręce – z nerwów i ze strachu. Nie oszukam ich ciepłą kołdrą ani kocem. Głowę można oszukać, ale dłoni nigdy.
Zaparzam kawę. Nie mogę się doczekać, kiedy wystygnie, więc sączę ją w łóżku po kropelce, nieuważnie plamię poduszkę. Przytulam się do kubka. Czekam, aż Ciało się obudzi.
Nieme
Mogłabym odchylić zasłony i wpuścić do pokoju trochę poranka, ale Ciało kuli się i tuli. Uspokajam dłonie. Pod łóżkiem chowam papierosy na czarną godzinę, bardzo możliwe, że 5:30 to czarna godzina, więc na wszelki wypadek odpalam jednego. Do wyjścia zostało mi jakieś sto osiemdziesiąt minut, to bardzo dużo, mogłabym napisać tekst. Krążę po pokoju, sprzątam, szukam słów. Nadal drżą mi ręce. Włączam komputer i przez czterdzieści minut udaje mi się tylko postawić kilka niemych kropek.
Wychodzę z domu zniecierpliwiona. W drodze nagrywam na dyktafonie kilka zdań, podobno tak robią pisarze, którym drżą dłonie, nagrywają swój zachrypnięty głos na dyktafon, żeby podpowiadał im późnej ważne zdania, które można zapisać bez wstydu. Moje zdania są banalne, tandetne i oschłe. Nie poznaję swojego głosu.
W pracy dzwonię do niego i mówię o dłoniach. Prosi, bym spakowała najważniejsze rzeczy, podjedzie wieczorem.
Wieczorem rzeczywiście przyjeżdża i wiezie mnie na dworzec. Pachnie domem i uśmiecha się tak, jakby znał odpowiedzi na wszystkie pytania i niczym się nie martwił. Wsiadamy do pociągu do Gdańska. Mówi, że potrzebuję morza.
Onieśmielone
To, co mi robi, wymyka się słowom. Nie pyta o nic, tylko obejmuje ramieniem Ciało i opuszkami palców opowiada Mu niestworzone historie. Sami jesteśmy w tym pociągu, Warszawa oddala się leniwie, a ja pierwszy raz od dawna przestaję obsesyjnie szukać słów. Nie umiem nazwać tego, co mi robi – tych fal ciepła, spokoju i tego, że nagle Ciało jest jakby mniej osobne. Jestem maleństwem przy nim i drobnostką, ale kompletną. Zupełną. Skończoną. Słowa nie są potrzebne. Czasem, i czuję to po raz pierwszy, nie trzeba wyrażać i nazywać, wystarczy czuć dreszcz, kiedy on opuszkiem palca burzy tamę między nadgarstkiem a otwartą dłonią. Trzeba dużo czuć, żeby pisać.
Nowe
Gdańsk budzi mnie o świcie. Oddycha spokojniej niż Warszawa, niczego nie oczekuje. Głaszcze mnie wiatrem po policzku. Dłonie nie drżą, przyglądam się im z niedowierzaniem. A potem czuję, jak on się budzi obok, jak głaszcze mi ramię, jak mi ugłaskuje świat i wszystko. Uspokaja mi dłonie. A potem parzy dla nas kawę (to może być dziś najlepsza kawa w całym Gdańsku) i każdym gestem mówi miłość i troskę. On się niczego nie boi – ani potworów, ani wojny, ani odrzucenia. Jest najsilniejszy na świecie. I rano, tą naszą kawą, codziennie od nowa uczy mnie dobrej miłości.
Takiej, którą ogrzewa się dłonie
i nadaje znaczenie wszystkim kropkom świata.
12 komentarzy
I się piękne słowa odnalazły same!
Znam te dłonie, są też często moimi dłońmi… I ten dyktafon, co po czasie śmieszy mnie i smuci.
widzę, że nie tylko ja cierpię na bezsenność.. :) Jak fajnie, że tu jesteś!
Ja też jestem tutaj i chłonę (resztką baterii w telefonie). Właśnie wracam z Gdańska, przez Warszawę, pociagiem. Po pieknym weekendzie. Rano uderzy mnie zimny chłód Krakowa i to samo uczucie. Te drżące dłonie, bo nie ma obecności, która by je uspokoiła. Niby nic, ale aż tyle. Znowu muszę poszukać sensu tych kropek.
Dziękuję, że wlałaś mi nadzieję. Może kiedyś znajdę ją. Wszechobecną odpowiedź.
Znajdziesz! Na pewno. I przetłumaczysz wszystkie kropki. Dzięki, że tu jesteś :)
K
„trzeba dużo czuć, żeby pisać” – też bym tak to zdefiniowała, to wyjaśnia większość tych niemych kropek. ja treści, którą chcę wypełnić pustkę między nimi, też często szukam gapiąc się w morze (a mam dużo szczęścia, bo zamiast pociągu, mi wystarczy do tego mój samochód i z piętnaście minut drogi). mało rzeczy potrafi tak uspokoić (też emocje) i tak poukładać (też słowa). skoro jesteś w trójmieście to życzę ci tego z całego serca.
ps już teraz wiem, czemu nie smakowała mi ostatnio moja ulubiona (i z reguły najlepsza w mieście) kawa! ;-)
Wow. Piękny test, jakby pachnący nadzieją i to taką poniedziałkową, która wręcz daje natchnienie na cały tydzień. Co tam tydzień, na miesiąc nawet daje.
I pachnie szczęściem, coś jak goździki w winnym grzańcu sączonym w blasku świec jesiennej nocy.
Bardzo pięknie! Często w oczach kobiety widać jak prawdziwy jest facet z którym ona jest. U Ciebie widać to w tekście. Niech łączy te kropki :)
Cudowny tekst…
Tęskniłam za Twoimi tekstami… Magia.. po prostu magia.
Bardzo mi miło, że udało mi się trafić na Twojego bloga. Takie natrafianie na ciekawe strony jest jedną z rzeczy, które strasznie mnie intrygują. Przypadek czy nie, ważne, że jednak jestem i kurde, dobrze mi tutaj.
Może jeszcze niewiele tekstów za mną (postaram się nadrobić w niedługim czasie), ale już wiem, że poświęcę Ci dłuższą chwilę. Masz bowiem w sobie coś takiego, co mnie od razu przyciąga. Potrafisz kreślić wzorem coś więcej niż puste zdania, które nic po sobie nie pozostawią. A ja jestem wybrednym czytelnikiem, który lubi ślęczeć nad tekstem na długo po tym, gdy skończę go czytać. I Ty mi taki prezent sprawiłaś. I ja czuję, że tutaj trochę posiedzę z Tobą i kubkiem herbaty w ręce.
„Jestem maleństwem przy nim i drobnostką, ale kompletną. Zupełną. Skończoną”. Bardzo ładny obraz namalowałaś mi przed oczyma. I bardzo fajnie zagrałaś słowem, a to, osobiście, uwielbiam. Bo wiecznie powtarzam, że pisać może każdy, ale nie każdy będzie na tyle odważny, żeby pobawić się ze słowami, a ja potrzebuję w życiu tej odwagi.
Spodziewaj się mnie jeszcze, bo na bank tutaj wrócę, za to w wolnej chwili zapraszam do siebie:)
Piękne. O takiej miłości prawdziwej. Chciałabym jej kiedyś doswiadczyc. Bo o taką to teraz bardzo trudno..
Kasia, Kasia. Pisz, proszę, bo tęsknię za Twoim pisaniem. Uda się, tylko zacznij znów. Ja tak proszę. I tak tęsknię.
Ty tak ładnie uczysz o tym, że nie wolno bać się emocji i że nikt nie ma prawa potępiać tego, co naprawdę czujemy. Wróc do nas. :)
Wzruszyłam się.
Najpiękniej jak to możliwe opisałaś ten stan. Zachwycające. Dziękuję. :)