Od jakiegoś czasu mam potrzebę naprawiania. Zepsutych przedmiotów i relacji. Budzę się z poczuciem upływającego czasu i coraz bardziej uwierają mnie kłótnie, nieporozumienia, niewyjaśnione sytuacje. Ciągle za kimś tęsknię, za każdą utraconą relację pluję sobie w brodę. Ile razy zabolały mnie słowa kogoś bliskiego, ale moja duma nie pozwalała mi wyjaśnić, dopytać o co naprawdę chodziło? Ile razy w przypływie gniewu paliłam mosty i krzywdziłam ludzi, których kocham?
Nie wiem, skąd mi się to wzięło – ta ciągła potrzeba naprawiania. Pewnie przez S.
S. był absolutnie wyjątkowy. Miał jasne, zawsze ulizane żelem włosy, opowiadał fatalne dowcipy i uwielbiał hip-hop. Chętnie we wszystkim pomagał, zawsze wszędzie go było pełno. Dorabiał jako DJ, uczył się w technikum, czasem wagarował i palił papierosy z moim bratem w piwnicy naszego domu.
S. był zawsze blisko całej mojej rodziny, bez przerwy u nas przesiadywał. Lubiłam go i czasem nazywałam moim trzecim bratem. Nie był aniołem, często działał mi na nerwy, bo bez pukania wchodził do mojego pokoju. Kilka razy w tygodniu celowałam w jego uśmiechniętą paszczę kapciem, ale nic sobie z tego nie robił, właził i tyle. Byłam dorastającą nastolatką i miałam swoje tajemnice, a on śmiał się, że żyję w świecie książek i kiedyś zaczytam się na śmierć.
Nawet nie pamiętam, jaka to była pora roku, wiem, że mieszkałam już wtedy w Warszawie i na wszystko miałam bardzo mało czasu. Obiecałam, że odpiszę mu na wiadomość (jakaś drobnostka), ale zapomniałam. Praca na dwa etaty, studia, a do tego pierwsze studenckie zakochanie – miałam prawo zapomnieć, prawda? Każdy ma swoje życie, swoje problemy, każdy w końcu musi zainwestować w karierę, w siebie, w rozwój. Każdy ma prawo dokonywać własnych wyborów.
Kiedy się dowiedziałam, że S. umarł, pierwsze co zrobiłam, to odpisałam na jego wiadomość. Jakby nigdy nic. Jakby to mogło coś zmienić.
Wpatrywałam się w telefon i czekałam, aż wyświetli te cholerne trzy zdania. To było najdłuższe trzydzieści minut w moim życiu. Czasami mam wrażenie, że nigdy się nie skończyło.
Można wiele rzeczy odkładać na później; obejrzenie serialu, wycieczkę na Malediwy, zakup wymarzonej sukienki, ale nie można odkładać relacji. Ludzi się nie odkłada na potem, nie przesuwa się, nie każe im czekać. Bo może być tak, że taki bliski człowiek (albo daleki, wszystko jedno) nie będzie mógł czekać aż tak długo. I możesz nie zdążyć powiedzieć mu, że go kochasz, że ma ładne dłonie, że wtedy w autobusie nie chciałaś mu zrobić przykrości, tylko miałaś podły nastrój… Że wyrzucałaś go z pokoju nie dlatego, że nie lubiłaś jego obecności, ale dlatego, że potrzebowałaś pobyć sama ze sobą.
Że jest ważny. Że wszystko może być jeszcze dobrze. Że nie warto się gniewać (nie ma na to czasu!), że dumę trzeba czasem wyrzucić do kosza.
5 komentarzy
wracaj na stałe, smutno bez Twojego pisania!
Hah, albo mam deja vu albo wydaje mi się, że czytałam ten albo podobny tekst ;)
ale to zabrzmiało xD, chodziło mi o to, że chyba już pisałaś o S.
tak, pisałam o nim na fanpage’u :) Bystra! :*
Wiesz nie do końca się zgodzę ;) gdybyśmy myśleli, że nie odkłada się relacji to po co chodzić do pracy, spac skoro ktoś może umrzeć. Nie warto się kłócić to fakt ale kiedy ktoś zrobiłby Ci ogromną krzywdę nie wiem czy od razu byś wybaczyła – bo on może umrzeć. Może ale na to nie poradzimy nic. Sama żyje z poczuciem winy bo z dwiema osobami, które odeszły nie pogodziłam się i „rozstaliśmy” się w bardzo złych relacjach. To ciężka sprawa kiedy nic nie możemy dopowiedzieć czy naprawić.