Śmiałam się w głos, kiedy po raz pierwszy powiedział, że spełni wszystkie moje marzenia. Kręcił się w kółko na starym krześle w swoim mikroskopijnym pokoju, nie miał grosza przy duszy, ja zresztą też. Spotkaliśmy się przypadkiem, cała nasza historia jest utkana z przypadków. Choć dzisiaj wcale w nie nie wierzymy.
Myślałam, że nie ma w nim niczego szczególnego. Nie wyróżniał się z tłumu. Sprawiał wrażenie kogoś, kto codziennie od nowa poznaje świat.
Zima, przystanek autobusowy, banał. Miałam wtedy zbyt dużo pracy, by dostrzec cokolwiek poza czubkiem własnego nosa. Poza relacjami, które jedynie przytakiwały moim kompleksom. Skąd mogłam wiedzieć, że już nie muszę szukać?
Początek
Od początku dużo mówił i sporo pytał. Chciał wiedzieć o mnie wszystko. Zadawał proste pytania i uświadamiał mi, że wcale nie znam samej siebie tak dobrze, jak myślałam. Przerażał mnie szczerością. Irytował sposobem, w jaki poprawia włosy, zaskakiwał – oddaną przyjaźnią.
Nawet nie wiem kiedy stał się pierwszą osobą, o której pomyślałam, gdy działo się coś ważnego. Dzwoniłam do niego w środku nocy z jakiegoś baru, kiedy upijałam się z rozpaczy. Zapłakana z parku, kiedy ludzie, na których mi zależało, robili mi krzywdę. Z małego mieszkanka na Woli – kiedy czułam się samotna albo chciałam podzielić się pięknem. Przez moje życie przewijali się różni mężczyźni, a on zawsze był obok. Wiele razy zastanawiałam się, ile jeszcze zniesie. I czy jego uczucie jest ze stali.
Chyba nigdy mu nie powiedziałam, że jest najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. Zwłaszcza, kiedy mam okres i płaczę, bo rozlałam jogurt. Kiedy rzucam w niego książkami, bo czuję, że rozsypał się cały mój plan na przyszłość. Kiedy robię sceny zazdrości, wściekam się o byle drobiazg. Kiedy nie mogę pisać i obwiniam go za każdą nienapisaną linijkę, za każdą krzywdę, jaka mnie spotkała, choć nie jest przecież winien żadnej.
Zrozum, żeby kochać bardziej
On od kilku lat codziennie staje do walki i robi wszystko, żeby mnie poznać. Nie mogę pojąć, ile odwagi musi mieć w sobie mężczyzna, żeby codziennie od nowa próbować zrozumieć kobietę. I nie zrażać się niepowodzeniami.
Był pierwszym agnostykiem, który naprawdę wytrwale pytał mnie o relację z Bogiem. O każdy szczegół. Wziął numer telefonu mojego spowiednika, umówił się na spotkanie. Nim wrócił, dostałam od księdza sms. „Prosił, bym go nauczył wierzyć. Dziękuj Bogu za niego”. I wtedy, chyba po raz pierwszy, jeszcze dokładnie nie rozumiejąc, naprawdę dziękowałam. Za to, jak pięknie potrafi kochać.
Poruszył niebo i ziemię, dźwigał na swoich barkach swój i mój wszechświat, kiedy nie miałam już siły go nosić. Wydobył ze mnie wszystko, co mam najlepsze, obudził wszystkie moje uzdolnienia, całą chęć walki, motywację i siłę. Z uporem maniaka przypominał, że urodziłam się po to, by przekazywać uśmiech dalej. Nie mogłabym być najlepszą wersją samej siebie bez jego obecności.
W ludziach jest tyle piękna
To nie jest tkliwa historyjka, a w konkursie na najbardziej zgraną parę z pewnością zajęlibyśmy ostatnie miejsce. Chcę dzisiaj napisać tylko jedno, wysłać do Was czystą, prostą wiadomość: szukacie inspiracji, spokoju, swojego miejsca, zrozumienia? Rozejrzyjcie się wokół. Bardzo dokładnie. To ludzie – z całą swoją wyjątkowością, słabościami, błędami, kompleksami, aktami oddania i miłości- przynoszą najwięcej siły. Najwięcej piękna. I najwięcej chęci do działania. Ile razy rezygnowałam z marzeń, celów, ile razy się poddawałam, wymawiając się brakiem sił, inspiracji, szczęścia? Ludzie są inspiracją. Ci, którzy nas kochają, ci, których podziwiamy, ci, którzy już pojęli istotę życia i nigdy nie przestają się uśmiechać. Ludzie. I w ludziach właśnie dzieją się najpiękniejsze cuda.
Dziś rano obudził mnie cichutki szept. Wyrwał mnie ze snu, otrzeźwił umysł, nakazał czujność zmysłom. Nieświadoma podniosłości chwili, zbyt naga, by pojąć istotę rzeczy, uchyliłam powieki. Klęczał przy łóżku, cały ukryty w dłoniach, maleńki i wielki jak ziarenko wiary. Nie miałam śmiałości, by mu przerywać, zawstydzona jakbym podsłuchała pierwszą spowiedź. Zbyt osobna, by stać się częścią jednoosobowej Eucharystii, zbyt bliska, by uciec niezauważenie. Dziękując za cud, trwałam w bezruchu. Modliłam się, żeby jego modlitwa była dziękczynna.
14 komentarzy
Wreszcie wróciłaś!!! dziekuje
Często zastanawiam się, skąd biorą się tacy ludzie, którzy mają więcej wrażliwości niż wszyscy inni razem wzięci? No, skąd Ty jesteś Katarzyno? :)
Ubóstwiam Cię taką szczęsliwą! Dzięki za cud-energię!!!
„Z Boga jestem i do Boga wracam bo w Nim jest mój dom. Jak miłości kropla do Miłości morza.” Tak mi się skojarzyło. No i dumna jestem, że moje życzenia urodzinowe dla Ciebie – choć troszkę się spełniają ;)
:)
Ale lubię tak Cię tu podczytać! A ten tekst naprawde dobrze się czyta :)
dzięki, Nelu! Mam nadzieję, że teraz uda mi się wrócić na dłużej i publikować częściej. Zapraszam:)
Piękny wpis. Wspaniale, że potrafisz dostrzec, jak niezwykłą (chociaż pewnie dla wszystkich innych całkiem zwykłą) osobę – skoro on dzięki Tobie odnalazł wiarę to naprawdę musi Cię bardzo kochać :) Trzymam za Was kciuki (choć to wam nie potrzebne).
Dziękuję… akcja „reanimacja bloga” w toku:)
Po raz kolejny czytam ten tekst i po raz kolejny wywołuje on u mnie tak wielkie emocje. To niesamowite. Zazdroszczę Ci tej miłości! Mam nadzieję, że i mnie kiedyś ktoś tak zainspiruje!
Bardzo mocno Ci tego życzę! :)
Kasia, nie komentowałam nigdy, nie klikałam lajków itd. Ale przeczytałam wszystko, od deski do deski. To mój pierwszy komentarz tutaj. Pisałam z Tobą. Twój blog wywołuje we mnie emocje, których nie da się opisać. Najlepiej czyta mi się go w nocy, kiedy siedzę i zastanawiam się nad sensem wszystkiego co mnie otacza. Kiedy mam całkowity mętlik w głowie, nie potrafię się oddać czemuś całkowicie. Nie ma pewnych osób i boję się jak cholera. Nie przestawaj pisać, jesteś jak terapia. Uświadamiasz piękno prostych rzeczy. Jestem Ci za to tak wdzięczna jak nikomu innemu. Pisz dalej, to skarb.
Niesamowicie to przekazałaś.. Tak, jestem pewna, że kochający mężczyzna pójdzie za kobietą w ogień. I nawet w ramiona Boga.
Twoje życie musi być niesamowitym świadectwem, skoro ktoś dzięki Tobie uwierzył. Bardzo Ci tego zazdroszczę, bo ja niestety nie potrafiłam tak wpłynąć na mojego ukochanego.. Pozdrawiam :)