Jeśli miałabym wskazać jedną moją cechę, która sprawia, że mój związek niemal każdego dnia jest wystawiany na próbę, to bez wahania wskazałabym… nadwrażliwość. Nadmierną emocjonalność i czasem wręcz chorobliwą skłonność do przejmowania się wszystkim i każdym. Chroniczny brak dystansu i traktowanie wszystkiego bardzo osobiście. To jedna z trudniejszych cech, przez które związki nadwrażliwców często rozsypują się nagle i spektakularnie.
Każdy człowiek, którego poznaję i który opowiada mi o sobie coś więcej, zabiera sobie cząstkę mnie. Od lat próbuję ćwiczyć dystans, ale za żadne skarby nie potrafię zdobyć się na obojętność. Zaangażowanie i emocjonalne przywiązanie to po prostu części mojej osobowości.
Przejmuję się ludźmi, którzy są obok mnie, przejmuję się wierszem, który czytam, przejmuję się smutnym zdarzeniem, którego jestem świadkiem. Przejmuję się wszystkim, czego się boję i co kocham.
Przejmuje mnie świat, każde miejsce, które odwiedzam. Wszystko mnie przejmuje i zachwyca albo przeraża, fascynuje albo odtrąca, uszczęśliwia albo krzywdzi. Moje życie jest dzięki temu fascynujące i barwne, ale też cholernie wyczerpujące. Zwłaszcza dla osoby, która to życie ze mną dzieli.
Z nadwrażliwości powstaje na ogół sporo piękna, ale to również czynnik, który rujnuje spokój codzienności. Nadwrażliwość jest niezwykłym przekonaniem, że nie ma rzeczy nieważnych. Że wszystko jest warte uwagi – wszystko jest warte starań, łez, zachwytu, wszystko jest warte głębokich i przejmujących emocji.
Co szczególnego mają nadwrażliwcy?
Silnie reagują na zachowanie i emocje innych ludzi. Mają bogate i skomplikowane życie wewnętrzne. Łatwo się przywiązują. Mają wielkie marzenia i regularnie potrzebują ciszy. Zastanawiają się – bez przerwy. Jeśli kochają – to tylko do szaleństwa albo wcale. Często się wzruszają, wściekają na brak sprawiedliwości. Wszystko biorą do siebie.
Przez lata udało mi się nad niektórymi z tych „odruchów” trochę zapanować, ale wciąż nie umiem przejść do porządku dziennego nad brakiem lojalności przyjaciela, fałszem, kłamstwem, oszustwem w jakiejkolwiek formie. Taki ból potrafię nosić w sobie miesiącami i wyrażać go w każdym tekście, który napiszę. Nie mszczę się, ale szukam emocji – w pisaniu, w czytaniu, w obcowaniu z pięknem. Emocje przylepiają się do nadwrażliwców, determinują ich nastroje i samoświadomość. Pięknie inspirują, ale pochłaniają bez reszty.
Kto pasuje do nadwrażliwca?
Nadwrażliwiec nie może być więc z byle kim. To nie może być jakiś pierwszy z brzegu ktoś, nie każdy się do tego nadaje. Nadwrażliwiec musi spotkać kogoś, kto będzie miał chęć i siłę tę jego piękną przypadłość oswoić i ugłaskać. I nawet jeśli sam nie będzie potrafił tego zrozumieć – będzie potrafił polubić fakt, że odkąd jesteście razem już nigdy nie będzie spraw nieważnych.
Zawsze to mnie w sobie irytowało – że nie potrafię złapać dystansu. Wyluzować. Zignorować uczuć innych ludzi albo własnych zobowiązań. Że tak nie umiem, że zżerają mnie wyrzuty sumienia, że stresuję się bardziej niż inni.
Wyrzucałam to sobie aż do momentu, w którym spotkałam tego właściwego człowieka. Kiedy nadwrażliwiec spotyka kogoś, kto bardziej wpływa na niego swoim spokojem i zdecydowaniem niż on sam swoją emocjonalnością i zaangażowaniem na wszystkich dookoła – dopiero wtedy może poczuć się bezpiecznie. I to jest najwspanialsze uczucie na świecie.
Nadwrażliwość jest niezwykłym przekonaniem, że nie ma rzeczy nieważnych.
Krótka historia o braku dystansu
Ja jestem nadwrażliwcem, a on jest racjonalny i ma świetne poczucie humoru. Nasze codzienne życie jest jak rollercoaster. Pełne skrajnych emocji, zachwytów, moich łez – ze śmiechu i wzruszenia. Pełne namiętnych kłótni i cholernie trudnych kompromisów. Nasze wspólne życie to dowcipna i przejmująca historia o moich huśtawkach nastrojów i zaskakującej sile jego spokoju. Chyba od nikogo nie nauczyłam się więcej o racjonalności, cierpliwości i pokonywaniu kolejnych kroków do celu (na ogół po prostu biegnę przed siebie i wszystko chcę na wczoraj). Z całą pewnością nikt w moim życiu nie dał mi tyle rozsądnego dobra, nikt mnie tak nie zachwycał i nie irytował równocześnie, nikt mnie tak nie zajmował sobą i na nikim nigdy nie zależało mi bardziej.
Kiedy idziemy na spacer, ja opowiadam mu o moich kosmicznych marzeniach i szalonych wizjach na nowe projekty. Pokazuję mu żuki. I mądre kruki. Zachwycam się słońcem i czytam mu fragmenty fantastycznej (według mnie) książki.
Jestem sobą, wszystko przeżywam, wszystko jest dla mnie ważne i o tym mówię. Wszystko biorę do siebie.
A on słucha i często śmieje się ze mnie. Jest moim dystansem do rzeczywistości. Opowiada mi historyczne ciekawostki, mówi – co ostatnio przeczytał w prasie i że może na obiad zrobimy dzisiaj spaghetti. Opowiada skrupulatnie o wszystkich technologicznych nowinkach, w jedną chwilę rozwiązuje wszystkie moje wątpliwości.
Ja się bez przerwy zastanawiam nad tym, co fantastycznego mogłabym stworzyć i panikuję na myśl o tym, że trzeba zaplanować budżet, że to wszystko jakoś trzeba załatwić… A on mnie siłą swojego spokoju od razu stawia na nogi. Uspokaja i przekonuje, że nic nie jest tak skomplikowane, jak sobie myślę. Pozwala mi dalej marzyć. Bez względu na to, jak to cholernie czasem komplikuje nasze wspólne życie – najbardziej na świecie inspiruje mnie do tego, żeby być sobą.
I to jest piękne w znajdywaniu tej właściwej osoby – że nawet kłótliwy nadwrażliwiec z dwudziestoletnim stażem może w końcu poczuć się bezpiecznie. Że ktoś go może poskromić i ukoić. Żeby chociaż przez chwilę, kiedy jesteście tylko dla siebie, przestał przejmować się całym światem.
13 komentarzy
Bardzo fajny tekst (zresztą jak zwykle :) ). Wrażliwość jest bardzo dobrą cecha charakteru, bo to właśnie emocje determinują nasze życie, to dzięki nim potrafimy odczuwać świat i innych ludzi. Nadwrażliwość nie jest niczym złym (wręcz przeciwnie), dopóki nie pogrążymy się w niej permanentnie, dopóki nas nie zdominuje, może pobudzać nas do rzeczy wielkich. Ważne jest aby ją w sobie oswajać, zarówno samemu, jak i z pomocą innych. Gdy nadwrażliwiec nie potrafi sam złapać do czegoś dystansu (nie mówię tu o zobojętnieniu), to właśnie wtedy ważna jest inna osoba, która dzięki swojej empatii i zrozumieniu pozwoli mu na to.
Piszesz, że jesteś nadwrażliwcem i chwała światu za to. To właśnie dzięki temu Twoje teksty cieszą się takim powodzeniem :)
Wiem że takie życie czasami bywa niełatwe, ale nie zmieniaj tego.
Dziękuję Ci! Twoje komentarze zawsze dodają mi energii do pisania :) Dzięki, że tu jesteś!
Przez większą część czytania tego tekstu miałam nieodparte wrażenie, że czytam… o sobie.
Że ktoś mnie obserwował i opisał, tak 1:1, lustrując na wskroś co we mnie siedzi.
Jak dobrze spojrzeć na swoją nadwrażliwość w perspektywie 'nie tylko ja’, nie zwariowałam, taka jestem, po prostu, tak się dzieje.
Wielokrotnie obiecywałam coś sobie, w odniesieniu do ludzi, miejsc, sytuacji, że tym razem odsunę tę swoją 'nadwrażliwą stronę’, nie dam się czemuś pochłonąć czy wejść w coś, zaangażować całą sobą, a później… a później się dzieje samo i zupełnie niczego nie kontroluję bo to chłonięcie wszystkiego jest silniejsze ode mnie.
Bywało, że traktowałam to jako efekt swojej słabości, ale to chyba nie to, bardziej taka ufność do świata i szczerość, przekonanie, że świat jest piękny a ludzie dobrzy…
Cudnie to wszystko napisałaś, spisałaś, zdefiniowałaś, ujęłaś.
Czytam i się uśmiecham do siebie i do Ciebie ;-)
Pozdrawiam Kochana!
M.
I ja się do Ciebie uśmiecham! Tęskniłam za Tobą :-)
Kto by pomyślał, że czytam w czyichś słowach o sobie…
Polecam się, Socjopatko kochana! :)
Oj, doskonale to znam – choć staram się z tym walczyć. Nie ze swoją wrażliwością, a właśnie tym piekielnym brakiem dystansu. Dziękuję Ci za ten wpis. Naprawdę dziękuję.
A ja dziękuję Ci, że tu jesteś!
Tak jak inni mam wrażenie, że ten tekst jest o mnie. Przez nadwrażliwość wiele w swoim życiu straciłam, ale chyba jeszcze więcej zyskałam. Również jestem w związku z wspaniałym człowiekiem, który na każdym kroku mnie wspiera, rozśmiesza i ratuje z wszelkich opresji.
Pozdrawiam cieplutko i życzę jak najwięcej pozytywnych chwil! :)
G.
I nawzajem! :) Serdeczne pozdrowienia, doceniaj swojego „wspaniałego człowieka” :)
Uściski, Nadwrażliwcu! :*
Czytając ten fragment: „Silnie reagują na zachowanie i emocje innych ludzi. Mają bogate i skomplikowane życie wewnętrzne. Łatwo się przywiązują. Mają wielkie marzenia i regularnie potrzebują ciszy. Zastanawiają się – bez przerwy. Jeśli kochają – to tylko do szaleństwa albo wcale. Często się wzruszają, wściekają na brak sprawiedliwości. Wszystko biorą do siebie.
Przez lata udało mi się nad niektórymi z tych „odruchów” trochę zapanować, ale wciąż nie umiem przejść do porządku dziennego nad brakiem lojalności przyjaciela, fałszem, kłamstwem, oszustwem w jakiejkolwiek formie. Taki ból potrafię nosić w sobie miesiącami i wyrażać go w każdym tekście, który napiszę. Nie mszczę się, ale szukam emocji – w pisaniu, w czytaniu, w obcowaniu z pięknem. Emocje przylepiają się do nadwrażliwców, determinują ich nastroje i samoświadomość. Pięknie inspirują, ale pochłaniają bez reszty.” popłakałam się. Dopiero co wyszłam z kolejnej nieudanej, dość toksycznej relacji i ciągle zastanawiam się co by było gdybym jednak ustąpiła. Gdybym może trochę mniej mu mówiła o moich emocjach. Przecież na początku go interesowały, a z czasem coraz mniej i mniej, do tego stopnia że obydwaj mieli do mnie pretensję, że płaczę po nocach, ale nic z tym faktem nie chcieli zrobić, a wręcz przeciwnie- najlepiej mnie uciszyć. Ile razy plułam sobie w brodę, za to, że tak beznadziejnie się wszystkim przejmuję, że po jakimś czasie odzywam się do nich i próbuję to naprawić, wybaczam ich i jedyne co chcę to chociaż trochę, ciut dobrej woli z ich strony. A zamiast tego dostaje chłód, obojętność, a wręcz chamstwo i wrogość, jakbym to ja zrobiła ich krzywdę. Większość ludzi mówi mi „wyluzuj”, „przecież nie byliście ze sobą tak długo a Ty tak się przejmujesz” albo proponują bym chodziła na wiele randek i nie dawała od razu całej siebie. A ja tak nie potrafię. Jak jestem z kimś to zawsze całą mną, od początku jestem szczera, szczerze mówię o swoich wadach i zaletach, mówię, że jestem emocjonalna. A najgorsze jest to, że najpierw wydaje im się to wręcz urokliwe a potem pod koniec relacji wypominają mi to. Tak ciężko jest mi zrozumieć fałszywosć i nieszczerość drugiej osoby, a następnie jej obojętność, jak przecież tak dużo dla mnie znaczyło. Dużo osób po rozstaniu szuka kogoś kolejnego, ja próbowałam i czułam się z tym jeszcze gorzej. Niezależnie jak długi był związek (a szczęśliwie byłam maksymalnie parę miesięcy, około pół roku) to zawsze potrzebowałam dość długiego czasu „regeneracji” od paru do kilkunastu miesięcy abym znów była w stanie komuś w pełni zaufać, oddać siebie, przestać myśleć o krzywdzie ale też o niemożności naprawienia tej drugiej osoby.
Popłakałam się bo to wszystko tak oddaje co czuję i to co chce powiedzieć, a tak mało osób rozumie. Zwyczajny fakt, że po prostu jestem sobą.
Może i mi kiedyś uda się poznać kogoś wyjątkowego tak jak Tobie, ale narazie coś ciężko mi w to uwierzyć :) natomiast bardzo się cieszę i życzę tony szczęścia Tobie z ukochanym,
Wszystkiego dobrego, super piszesz, na pewno będę teraz śledzić Twoją stronę na bieżąco.
Kochana, dziękuję za ten komentarz! :) To, czego ja się nauczyłam przez lata z moją nadwrażliwością, to przede wszystkim nie przepraszać za to, jaka jestem i szanować to, że inni mogą czuć i okazywać uczucia inaczej niż ja. To trudne, ale z odpowiednimi ludźmi naprawdę się udaje :) Emocjonalność to dar, nie przekleństwo :) Trzymaj się ciepło!