Zawsze chciałam być ładna. Najładniejsza. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że jestem piękną aktorką, jako duża – że wspaniałą pisarką, która prócz zjawiskowej urody posiada również wyjątkowy talent. Ze wszystkich sił chciałam być ładna – dla innych i dla siebie. Ładna dla mojego taty. Ładna dla chłopaka, który złamał mi serce. Dla koleżanek, przyjaciół, znajomych. Dla obcych ludzi. Ładna dla wszystkich. Tylko co to znaczy?
Mój tata przez wiele lat był centrum mojego wszechświata. Ze wszystkich sił walczyłam o jego uznanie i dumę, wychodziłam ze skóry i stawałam na rzęsach, by oprócz dwóch bystrych synków, dostrzegł także swoją małą córeczkę. Żeby być ładną dla taty musiałam się dobrze uczyć. Czwórki nie wystarczały, więc były szóstki. I jeszcze konkursy talentów. I literackie. I olimpiady. I teatr. I pierwszy monodram, na który przywiózł busem wszystkich swoich znajomych. Chciałam być ładna dla taty, i mądra, i ważna. Wiem, że każda córka tego chce. Że to na pewnym etapie rozwoju najważniejsza relacja. Że z tej relacji można się najwięcej dowiedzieć o samej sobie. I że po raz pierwszy złamać serce dziewczynce może tylko ojciec.
Później było trochę trudniej. Chciałam być ładna dla koleżanek, więc ubierałam się tak, jak one. Przynajmniej próbowałam. W lustrze nie potrafiłam znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Czy moje oczy są ładne? A nos? Usta? Czy mam ładny uśmiech i czy jestem wystarczająco ładna, żeby mnie ktoś pokochał?
Kiedy się zakochujesz, uczysz się czegoś o sobie
Kiedy go poznałam, byłam pewna, że to czy jestem ładna to warunek jego zainteresowania i uwagi. Całymi dniami uczyłam się chodzić na szpilkach. Nosiłam sukienki, które mu się podobały, trenowałam perfekcyjny makijaż. Jak wzorowa uczennica, chłonęłam wszystko, co mówił i czym się zachwycał. Czytałam książki, które cenił. Doskonale kopiowałam styl jego koleżanek. Lubiłam te części siebie, które chwalił. Pracowałam nad tymi, które pomijał milczeniem. Chciałam być ładna dla niego. Najładniejsza.
Zżerało mnie to pragnienie od środka, bo to stale oznaczało zmiany. Szpilki, których nie cierpię. Krótkie sukienki. Odgrywanie ról. Próbowałam być ładna, ale ładna według niego. Według świata. Według narzuconych reguł i wymiarów. Dusiłam się w cudzych definicjach tego słowa.
Nigdy mu nie powiedziałam, że tak naprawdę jestem liskiem.
Małym kotkiem. Że lubię się kulić w sobie i być jak maleńkie stworzonko. Że kiedy jestem smutna, zakładam wielki sweter mojego brata i czytam Bursę. Że lubię, kiedy głaszcze się mnie po głowie i próbuje uratować przed światem. Że najszczęśliwsza jestem w trampkach i w za dużych koszulkach. Że piszę fatalne wiersze, ale bardzo to lubię.
Nie powiedziałam mu, że sama dla siebie najładniejsza jestem wtedy, kiedy piszę. Kiedy otulam się szczelnie kocem tak, że widać mi tylko uśmiechniętą głowę. Że kiedy jestem sama w domu, śpiewam na głos wymyślone piosenki, a kiedy bardzo cierpię – czytam Różewicza. Że myślę, że od wysokości szpilek o niebo ważniejsze jest to, czy ktoś umie zachwycić się żukiem. I tego żuka uratować, kiedy zajdzie potrzeba. Że już wolałabym siedzieć z takim żukiem i opowiadać mu niestworzone historie niż zwiedzać wszystkie fashion weeki świata. Że jestem trochę szurnięta.
Nie wiem, dlaczego nigdy mu tego nie powiedziałam.
Może powinnam była?
Nie powiedziałam mu ani nikomu przed nim także tego, że kiedy idę wyprostowana w szpilkach i pięknej sukience, w środku wciąż jestem dziewczynką, która wolała czytać książki niż biegać po butikach i martwiła się, że nigdy nie będzie dostatecznie ładna. Że czasem jestem małym grubaskiem w środku. I równocześnie drobnostką. Pestką. Ziarenkiem. Że dzisiaj sama dla siebie mogę nic nie znaczyć, a jutro mogę znaczyć wszystko. Że wciąż mam w sobie za dużo emocji i uczuć, więc stale muszę je komuś dawać, muszę kogoś kochać i za kimś tęsknić, i pisać o tym, bo inaczej pękłaby mi głowa. Że taka jestem i taką siebie lubię.
I chciałabym, żeby to było ładne. Nie szpilki, pomadki, sukienki, tylko właśnie to. Chciałabym być ładna na swój sposób. I chyba jestem. Tak dziwacznie. Inaczej. Sama dla siebie.
________________________________________________________________________________________________
Przeczytaj też:
„Udaję, więc jestem (kochana)”
„Mężczyźni, którzy każą nam czekać”
„Inspiruj i daj się zainspirować”
„Jak nie oczekiwać zbyt wiele w Walentynki”
„A może ja jestem smutna w środku?”
12 komentarzy
Jesteś genialna. Czytając to miałam wrażenie, że piszesz o mnie. Dziękuję Ci ;)
:) Ściskam!
Cała ja. Dziękuję :*
Zawsze chciałam być ładna dla siebie. Nie dla mamy, nie dla taty, nie dla znajomych i nieznajomych – dla siebie. Niestety już przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek siebie zaakceptuję. To trwa tak długo… Za długo. Jestem niecierpliwa. Całymi dniami zastanawiam się, dlaczego nie potrafię docenić tego, co mam, tylko czekam na coś, co być może nigdy nie nastąpi. Dlaczego po prostu nie mogę pogodzić się z tym, że jestem taka, a nie inna? Kiedy tylko myślę o sobie, o tym, że może nie jest tak źle albo zwyczajnie, po ludzku staram się postrzegać wszystko pozytywnie – płaczę. To za ciężkie. Nie mogę myśleć o sobie dobrze. Jest we mnie coś, co mi tego zabrania. Nie jestem niepełnosprawna na zewnątrz, jestem chora wewnątrz, a mimo wszystko wciąż liczy się cielesność. Anorektyczka z nadwagą. Dwudziestoletnia dziewczynka, którą trzeba chwalić za to, że zrobiła sobie kanapkę. Emocjonalna manipulatorka, uzależniona od swojego chłopaka. Dziewczyna z pogranicza, pieprzona osobowość borderline, która może jest tylko kolejnym sposobem na dopasowanie do jakiejś grupy. TA, dla której najważniejszą sprawą jest to, jak wygląda i to, że wygląda źle.
Piękna Ty <3
Wizualność vs osobowość = duża dawka piękna.
Dozuję sobie.
Dawkuję.
Magda.
;-)
Jejku, niedawno znalazłam Twojego bloga i zakochałam się w nim. Czytając Twoje teksty chce mi się zarówno płakać jak i śmiać, bo piszesz o rzeczach, które są oczywiste a jednak każda z nas zapomina o nich, żyje według reguł, które rządzą światem często nie będąc przez to szczęśliwą, a w Tobie cudowne jest to, że piszesz o tych rzeczach tak pięknie i prosto. Dziękuję Ci za to co piszesz, dzięki Tobie mam ochotę zebrać się w sobie, wyjść z rozsypki w jakiej się znajduję i zacząć żyć według moich własnych reguł dzięki, którym będę szczęśliwa. Dziękuję Ci bardzo i proszę o to, żebyś się nie zmieniała i pisała jak najczęściej, bo na pewno wpływasz pozytywnie na wiele, wiele dziewczyn :). Pozdrawiam!
Takie piękne… Jeżeli piszesz prosto z serca, to co siedzi w Tobie na prawdę… To ma sens. To ma moc!
Dziękuję!
I zawsze dla facetów zachowujemy się tak, jak dla własnych ojców… Czasem niestety, czasem stety. :)
Czytam, co piszesz, i mam ciarki na plecach.
Cudownie. Rób, co kochasz, bo jesteś w tym świetna!
I ja również czytając ten tekst miałam wrażenie jak bym czytała o sobie! Ciesze się, że natrafiłam na Twojego bloga, dłuuuga noc przede mną – muszę wszystko nadrobić :*
I ja również czytając ten tekst miałam wrażenie jak bym czytała o sobie! Ciesze się, że wpadłam na Twoją stronke, dłuuuga noc przede mną – muszę wszystko nadrobić :*
Ja podobno jestem ładna, choć sama uważam, że porostu nie jestem brzydka. (mam na myśli wygląd
zewnętrzny)
Zdarzało się i nadal się zdarza, że wcale nie chcę być ładna na zewnątrz.
Czasem traktuję to jak przekleństwo.
Ładnym należy być wewnętrznie, wtedy to ma sens.
Pozdrawiam